piątek, 27 kwietnia 2012


Poczta Polska - "Zawsze awizo w godzinach kiedy 90% ludzi pracuje. Mimo że wiadomo że listonosz przesyłki nie dostarczy, zamiast doręczenia w godzinach np. od 16 do 20" 

....Kolejna luka w prawie to czy świadomy bubel ustawodawczy pisany pod monopolistę?


Sent: Thursday, April 26, 2012 3:23 PM
Subject: Do Urzędu Ochrony Konsumenta

Do  Urzędu Ochrony Konsumenta


Szanowni Państwo czy Poczta Polska nie musi doręczać listu poleconego? Wystarczy że awizo zostawi w skrzynce pocztowej - „List lub przesyłka do odbioru na poczcie”

Jak to jest?
Przecież nadawca płaci za przesyłkę od drzwi do drzwi.
W moim osiedlu „Pojezierze” w Olsztynie na Warmii listonosz przychodzi około gadziny 11 w ciągu dnia czyli wtedy gdy 90% mieszkańców jest w pracy. Sam listonosz kończy pracę około 16-17 godziny czyli wtedy kiedy ludzie właśnie wracają do domów, znajdują awizo w skrzynce i muszą iść na pocztę swoje odstać żeby otrzymać to co mieli dostać do domu. Podejrzewam że w większości przepadków szacuję około 80% w całej Polsce stacja wygląda podobnie.
Dlaczego płacąc za list od drzwi do drzwi musimy jechać na pocztę i stojąc przy jednym okienku około 15-20 min. , zdarzało się już ponad 30 min. - czekamy na swoją kolejkę i wyszukanie naszego listu.
Miałem dość ciągłego chodzenia na pocztę po ciężkim dniu pracy więc zapytałem na poczcie przy ulicy Pstrowskiego w Olsztynie oraz listonosza - sytuacja wygląda tak:
Listonosz doręcza list, a kiedy nikogo nie mam w domu (wiadomo że nie ma 90% w godzinach od 7 do 16 osób pracujących w dni nie wolne od pracy!) to zostawia awizo i wraca z przesyłką na pocztę. Mowa nie o zwykłych listach ale o listach poleconych, za powiedzeniem odbioru i innych przesyłkach których co raz więcej zamawia się np. na patolach www i wysyła się pocztą.
Nie istnieje żadna ponowna próba jego doręczenia. Tylko awizo. Listonosz nie przychodzi po południu, a w razie nie odebrania listu z poczty wtedy za dodatkowym kosztem (znowu płaci nadawca) przesyłka za kilka dni list zostanie zwrócona nadawcy.
Czy Poczty Polskiej nie obowiązują przepisy doręczenia przesyłek, a tylko zawiadomienia że ktoś ja wysłał i gdzieś jest do odebrania i czeka. Przecież płacimy za usługę pełną kwotę. Jak bym chciał odebrać przesyłkę lub list na poczcie czyli usługa „odbiór w punkcie” to bym zapłacił mniej, a nadawca płaci pełną kwotę nie jej cześć.
Dlaczego jak pokazuje moje doświadczenie tylko Poczta Polska nie dostarcza przesyłek, a każda inna firma konkurencyjna jeśli wzięła pieniądze za doręczenie próbuje każdą przesyłkę dostarczyć nawet parokrotnie w różnych godzinach.
Dlaczego dziś znowu muszę lecieć na pocztę i odstać swoje bo ktoś wysłał do mnie coś....
Zdarza się że prawie codziennie muszę iść na pocztę... bo większość urzędów, firm, ludzi wysyła pocztę za pośrednictwem „niereformowalnej Poczty Polskiej"
Mam tego dosyć tak jak podejrzewam większość ludzi którzy pracują dostają jakieś przesyłki i marnują czas na wyprawy na pocztę dlatego bardzo proszę o pomoc.

Pozdrawiam Tomasz Jakubowski

Odpowiedź od Rzecznika Konsumentów


Rzecznik Powiatu Olsztyńskiego uprzejmie informuje, iż zgodnie z art. 26  ustawy z dnia 12.06.2003r. prawo pocztowe (Dz.U. nr 189 poz.1159)

Art. 26. 1. Przesyłkę lub kwotę pieniężną określoną w przekazie pocztowym, z zastrzeżeniem ust. 2-6, doręcza się adresatowi pod adresem wskazanym na przesyłce, przekazie pocztowym lub w umowie o świadczenie usługi pocztowej.
2. Przesyłka, jeżeli nie jest nadana na poste restante, może być także wydana ze skutkiem doręczenia:
1) adresatowi
   a) do jego oddawczej skrzynki pocztowej,
  b) w placówce operatora, jeżeli podczas próby doręczenia przesyłki adresat był nieobecny pod adresem wskazanym na przesyłce, przekazie pocztowym lub w umowie o świadczenie usługi pocztowej albo doręczenie za pomocą oddawczej skrzynki pocztowej nie jest możliwe,
  c) w miejscu uzgodnionym przez adresata z operatorem;
Natomiast  § 45 i 46 Regulaminu świadczenia powszechnych usług pocztowych, wskazują, iż w przypadku stwierdzenia nieobecności adresata lub innych osób do odbioru przesyłki rejestrowanej lub przekazu pocztowego listonosz pozostawia w skrzynce oddawczej adresata, sporządzone na odpowiednim formularzu zawiadomienie o próbie doręczenia wraz z informacją o terminie jej odbioru i adresie placówki oddawczej, w której przesyłka lub przekaz pocztowy są przechowywane.
W przypadku niezgłoszenia się  adresata lub innych uprawnionych osób po odbiór przesyłki rejestrowanej lub przekazu pocztowego placówka oddawcza, w której są one przechowywane, przekazuje, najpóźniej w siódmym dniu licząc od dnia następnego po pozostawieniu pierwszego zawiadomienia, powtórne zawiadomienie o możliwości ich odbioru.
Istnieje możliwość złożenia, we właściwej dla Pana miejsca zamieszkania, placówce oddawczej, zastrzeżenia, że w razie nie zastania Pana, bądź innej uprawnionej osoby do odbioru, w domu przy doręczaniu przesyłki poleconej, listonosz pozostawi ją w skrzynce pocztowej- nie dotyczy to jednak przesyłki poleconej za potwierdzeniem odbioru (wynika to z § 26  Regulaminu świadczenia powszechnych usług pocztowych)

Rzecznik informuje również, że dla
mieszkańców Olsztyna właściwy jest Miejski Rzecznik Konsumentów,
Plac Jana Pawła II 1, Olsztyn- Urząd Miasta
tel. 895222801,
rzecznikkonsumentow@olsztyn.eu

W odpowiedzi do Rzecznika:



Szanowni Państwo

Nic nowego. Opisałem przecież dokładnie to samo co Państwo mi napisaliście.
Cytat z Państwa pisma "...przekazuje najpóźniej w siódmym dniu licząc od dnia następnego po pozostawieniu pierwszego zawiadomienia, powtórne zawiadomienie o możliwości ich odbioru" na poczcie - dlaczego nie ponowna próba doręczenie np. innych godzinach? Po co mi kolejne zawiadomienie skoro mam pierwsze, jedno i wystarczy. Potrzebuję zapłaconą zgodnie z cennikiem Poczty przesyłkę, a nie kolejne zawiadomienie że po przesyłkę muszę jechać i sam odebrać, bo leży nie doręczona gdzieś na poczcie.

Pytanie czy to normalne że listonosz próbuje doręczyć mi przesyłkę podczas kiedy 90% osób w tym czasie pracuje, a w konsekwencji muszę odebrać przesyłkę jak zawsze sam osobiście na poczcie pomimo że usługa płacona jest od do drzwi adresata, a nie do odbioru na poczcie.

...inne firmy zajmujące się przesyłkami, kurierskie pracują do 19, czasem nawet do 22 godziny, a nie do 16 godziny jak listonosz Poczty Polskiej. W innych firmach istnieje zmianowość czasów pracy. Konkurencje firmy doręczają przesyłkę kilkakrotnie w różnych godzinach praktycznie do skutku. Nazywa się to rzetelną usługą i nie powołują się na ustawy które mówią że po pierwszej próbie doręczenie wystarczy awizo. 
Mieszkałem w Niemczech ponad 6 lat i mam porównanie częściowa usługa Poczty w Polsce i rzetelna usługa poczty niemieckiej. 

...nie wymyślam, nie szukam dziury  w całym ale za połowiczne "odwalenie roboty, bo tak łatwiej (myślenie listonoszy i poczty polskiej - lepiej przyjść w godzinach pracy to nie trzeba będzie wchodzić na 2 piętro i szybko formalność, nie usługa zostaje spełniona) Dlatego nie powinno płacić się pełnej ceny usługi a ustawa tego typu jest nie na te czasy."

W konsekwencji co drugi dzień muszę udawać się na wyprawę na pocztę i odstać pokornie swoje zamiast zajmować się rodziną, którą i tak przez swoją pracę mało widzę.

Nie istnieje żadna ponowna próba doręczenia paczek, listów poleconych, za potwierdzeniem odbioru ...czy innych przesyłek - jak powiadomiono mnie na Poczcie. 

Łatwizna” - zostawić kolejne awizo zamiast spróbować doręczyć przesyłkę w godzinach popołudniowych bo jest to zgodnie ze starą ustawą napisaną pod wygodnictwo Poczty Polskiej.
Bardzo proszę mi zatem wyjaśnić za co płaci nadawca? Za to że sam odbiera przesyłkę? (w moim przypadku często zdarza się że z tego samego miasta z urzędu dostaję list za potwierdzeniem odbioru przy czym do urzędu mam bliżej niż na pocztę) 

Za wykonanie usługi do połowy powinno się płacić połowę ceny, reszta powinna być zwrócona nadawcy.

Czy ktoś może to zmienić?
Pozdrawiam
Tomasz Jakubowski
-------------------------------

Cóż... kolejna luka w prawie to czy świadomy bubel ustawodawczy pisany pod monopolistę?



Okazuje się że nic z tym zrobić nie można.

Nazwę to "ustawą zrobioną pod Pocztę Polską" ...bo to wciąż monopolista i ma nadal posiada najbardziej rozbudowaną sieć placówek w Polsce stworzoną wiele lat temu za nasze wspólne pieniądze.

Za wykonanie usługi do połowy powinno się płacić połowę ceny, reszta powinna być zwrócona nadawcy.


To dotyczy nas wszystkich, to nasza wspólny interes i prośba. Pomogłoby to nie tylko mi ale wiele milionom ludzi oszczędzając czas, pieniądze których mamy co raz mniej i nerwy.

poniedziałek, 19 września 2011

Milion dziennie płacimy posłom za ich pracę - po co nam tylu posłów?

Milion dziennie płacimy posłom za ich "pracę"
Szok! Prawie 1,2 miliona złotych dziennie płacą Polacy na utrzymanie Sejmu. To m.in koszt poselskich pensji i licznych przywilejów. Co mamy w zamian? Niespełnione obietnice, coraz bardziej skomplikowane prawo i polityków, którzy zamiast pracować na Wiejskiej, na posiedzeniach w Warszawie pojawiają się coraz rzadziej, uchwalają i debatują coraz mniej
W tym roku budżet Sejmu jest rekordowo wysoki. Wynosi prawie 431 milionów złotych. To aż 10 razy więcej niż w tym roku może zebrać Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka!
Łatwo przeliczyć, że dzień utrzymania Sejmu kosztuje podatników prawie 1,2 mln złotych dziennie. I to wliczając soboty i niedziele.
- Obserwujemy niekontrolowany trend do powiększania kosztów tej instytucji. Koniecznie, odpowiednią ustawą, trzeba wprowadzić tam oszczędności - komentuje Faktowi Ryszard Bugaj, ekonomista. - W tych trudnych czasach, gdy od Polaków wymaga się oszczędności, mądry przywódca zaczyna zaciskanie pasa od siebie. To dziwne, naganne, że posłowie tolerują wzrost wydatków Sejmu - dodaje prof. Krzysztof Rybiński (44 l.), rektor WSEI w Warszawie.
Dlaczego więc posłowie nie reagują? Bo około 170 mln zł z budżetu Sejmu idzie na ich pensje oraz przywileje poselskie. A tych ostatnich jest cała lista. Bo ponad 6 mln zł w tym roku ma iść na opłacenie darmowych przelotów posłów. Z kolei ponad 5 mln złotych zapłacimy za wynajęcie mieszkań dla posłów w Warszawie (miesięcznie na ten cela mają ryczałt w wysokości 2200 zł) mimo, że w stolicy bywają tylko kilka dni w miesiącu. Np. w styczniu na posiedzeniach w Warszawie byli tylko 4 dni! Z naszych pieniędzy kupują paliwo do samochodów, my płacimy za ich delegacje i jak się okazuje rekordowe lenistwo! Posłowie coraz mniej pracują, a uchwalane przez nich prawo jest coraz gorsze.
- Jak widać przygotowanie posłów do pracy w parlamencie jest coraz słabsze. Brakuje im wiedzy, kompetencji - ocenia Bugaj. Oby dostrzegli to wyborcy! - Wielu przedsiębiorców twierdzi, że lepiej by było jakby parlamentarzyści przestali uchwalać nowe prawo. Jest ono skomplikowane, złej jakości. Więc mnie niższa aktywność posłów nie przeszkadza. Co więcej: jak mają psuć, to niech pracują mniej - mówi prof. Krzysztof Rybiński.
- Przy czym posłem w Polsce może być każdy nawet nieznany bez wykształcenia „szarak” z programu Big Brother który czas swojej kadencji spędzał na dojazdach i organizacją sobie i przyjaciołom hucznych zabaw. Na potrzeby prowadzenia biura poselskiego zakupił BMW 750 z silnikiem 5000cm3 do którego paliwo 23 tyś zł miesięcznie było opłacane w całości z pieniędzy przyznanych na prowadzenie biura poselskiego. Tyle że biuro poselskie to praktycznie fikcja. Niektórzy posłowie w ciągu swoje całej kadencji ani razu nawet nie wystąpili nawet w sejmie na mównicy nie zabierając głosu. Stawiennictwo na obradach sejmu jest nieobowiązkowe. Dlatego wiec Posłowie zwykle weekendy zaczynają już w czwartek i z tego to powodu nie rzadko na sali sejmowej podczas obrad sejmu gdzie ważą się losy Polski pozostaje 3-10 posłów z 460 których obowiązkiem są decyzje i ciężka obowiązkowa praca tam. Więc wielu z posłów bawi się już za nasze pieniądze sponsorując sobie i swoim znajomym huczne imprezy w SPA z wyborną dietą za nasze pieniądze... Tak wiec w Polsce posłem zostać może każdy bez konsekwencji. Piękne życie, a przy okazji zarobić można wiele i ustawić sobie przyszłość. Znajomości, kontakty, lepszy biznes w przyszłości sobie i rodzinie, znajomym. Przypomnijmy że według naszych źródeł przeforsowanie ustawy w sejmie RP dla np. przedsiębiorcy to koszt około 2 mln złotych.
Czy gdyby wprowadzić w RP prawo wzorem innych krajów – „prawo rozliczenia się z obietnic danych wyborcom pod odpowiedzialnością utraty własnego majątku” to ile potencjalnych posłów chciałoby zostać jeszcze posłami? Dlaczego w Polsce nie ma takiego prawa Prawa które reguluje tą kwestię? No tak ale kto wprowadzi taki obowiązek skoro taki obowiązek wprowadzić mogą tylko sami posłowie...?
Jeżeli na serio myślimy o naprawie państwa polskiego, a może nawet w ogóle o jego zachowaniu, to dla propozycji JOW nie ma alternatywy i świadomość tego faktu zatacza coraz szersze kręgi. Miłościwie nas okupujące partie polityczne zdają sobie z tego sprawę, a ich przodownicy, dla których Polska to niewyczerpane źródło beneficjów i synekur, rozpaczliwie główkują, jakby się przed ich utratą obronić, a jeśli już w żaden sposób wykręcić się nie da - to jakby ten pomysł tak przetworzyć i zdefasonować, żeby ich partyjne interesy jak najmniej na tym ucierpiały. Widzieliśmy to doskonale na przykładzie ordynacji wyborczej do samorządu terytorialnego, kiedy członkowie SLD uwierzyli zapewnieniom Millerów, Oleksych i Janików, że wybory jednomandatowe przyniosą ich partii druzgocące zwycięstwo. Gdy Miller i S-ka zobaczyli, że ten bluff polityczny ich własne szeregi potraktowały na serio, dali nam popis dialektycznego myślenia i leninowskiej taktyki, jak "jeden krok w przód" zamienić na "dwa kroki w tył". Najpierw usiłowali "bezpośrednie wybory" prowadzić tak, żeby rozstrzygający głos miały w efekcie partyjne rady gmin, a nie wyborcy i wprowadzić "wybory bezpośrednio-pośrednie". Kiedy pomysł nie przeszedł, bo dzisiaj podwójnego myślenia już w szkołach nie uczą, wówczas obwarowali zgłaszanie kandydatów na burmistrzów takimi zapisami, żeby wyborcy mieli jak najmniej do powiedzenia, a o tym, kto może kandydować decydowały partie. Wszystkie te krętactwa trochę zmniejszyły rozmiary porażki, jaką partyjniactwo w tych wyborach poniosło, klęska jednak była nad wyraz bolesna i konieczność poszukiwania dalszych przeciwdziałań oczywista.
Od kiedy Platforma Obywatelska ogłosiła poparcie dla JOW w wyborach do Sejmu, nasiliły się dywagacje na temat ogólnej liczby posłów. Na podstawie tego, co przekazały nam media, PO postuluje zmniejszenie liczby posłów o połowę. Po co 460 posłów, dlaczego nie miałoby nam wystarczyć 230? Podobne opinie wygłaszali członkowie Ruchu Normalne Państwo, a nawet taki zdecydowany zwolennik JOW, jak p. Stefan Bratkowski, opowiada się od dawna za radykalnym zmniejszeniem liczby posłów. Oszczędzać trzeba - powiadają - nie stać nas na takie wyrzucanie pieniędzy, każdy poseł dużo kosztuje, a nasze państwo biedne. W takiej Ameryce - utrzymują - wyborców jest 10 razy więcej niż u nas, a kongresmanów wcale nie, widać więc, że spokojnie można by tę liczbę zmniejszyć. Według Janusza Korwin-Mikkego i jego UPR - wystarczyłoby właściwie tylko 100 i ani jednego więcej. Każdy, kto miał okazję oglądać chociażby transmisję z obrad Sejmu, jest zbulwersowany widokiem pustych ław poselskich i mówców przemawiających do pustej sali. Jeśli ktoś kiedyś widział salę obrad parlamentu brytyjskiego czy Kongresu USA, to niczego podobnego tam nigdy nie zobaczy, trudno więc, żeby się nie zastanawiał czy tych posłów naprawdę nie jest za dużo? Mało kto zdaje sobie sprawę, że tu nie o liczbę miejsc na sali chodzi, tylko o sposób funkcjonowania demokracji przedstawicielskiej, która zupełnie inaczej działa tam, gdzie są JOW, a inaczej w polskiej partiokracji. Na dobrą sprawę całego tego widowiska mogłoby w ogóle nie być i wystarczyłoby, żeby wódz każdej partii dysponował tyloma głosami, ile procentowo partia uzyskała w wyborach. Wówczas zbieraliby się tylko Miller, Tusk, Kaczyński, Lepper i Giertych, każdy miałby tyle głosów, ile wynikałoby z podziału i sprawy załatwialiby między sobą, jak wodzowie z wodzami. 
Zostań milionerem?
Zapisz się do wiodącej partii politycznej które mają swoje siedziby praktycznie w każdym mieście. Zacznij zabierać głos. Zostań „krzykaczem” To nic nie kosztuje. Kilka godzin miesiącu bądź na zebraniach tzw. „działaczy” - To recepta na to by bez zbędnych inwestycji ustawić siebie i swoich bliskich i już do końca życia żyć w dostatku i uchodzić za człowieka prawego i majętnego. Człowieka którego prawo nie dotyczy, bo ma immunitet i znajomości.
Ilu powinno być posłów? - artykuł prof. Jerzego Przystawy Wysłane piątek, 26, września 2003 przez Krzysztof Pawlak 
- Kto i dlaczego ustalił, i zapisał w Konstytucji, że senatorów ma być 100, a posłów 460? Jak wiadomo, te liczby ustalono przy tzw. okrągłym stole. Wiemy też, że obie wysokie układające się strony o funkcjonowaniu ustroju demokratycznego miały pojęcie, delikatnie mówiąc, mgliste. Pomysł powołania Izby Wyższej, Senatu, zgłosili znani "demokraci-komuniści" i zaproponowali 100 senatorów. Dlaczego 100? Bo to liczba okrągła, niczym "Okrągły Stół"? Podejrzewam, że zmałpowali ją od Amerykanów, gdzie, jak wiemy, Senat liczy sobie 100 senatorów. Tam jednak ta liczba nie wynika z jej okrągłości, tylko stąd, że stanów jest 50 i każdy stan reprezentowany jest przez dwóch senatorów. Kadencja senatorska trwa tam sześć lat, ale co dwa lata wymienia się jedną trzecią składu, wobec tego zawsze w Senacie zasiada równa setka. To ma jakiś sens i nie wynika ani z kalkulacji budżetowych, ani z magii liczb. W Polsce liczba 100 senatorów nie wynika z niczego i nie posiada żadnego sensownego uzasadnienia.
Podobnie jest z liczbą 460 posłów. Przeniesiono ją żywcem z PRL-u, gdzie przecież też zasiadało w Sejmie 460 "przedstawicieli narodu". Po co komunistom było potrzebnych 460 niemych posłów? Może jakiś skrupulatny badacz to ustali, ale podejrzewam, że była to liczba najzupełniej przypadkowa i niczym nieuzasadniona.
Do Kongresu USA wybiera się 435 kongresmanów, natomiast Brytyjczycy mają ich aż ok. 650 posłów. Włosi, dla odmiany, zadowalają się liczbą 630 posłów i 300 senatorów. Która liczba jest bardziej prawidłowa i która jest optymalna?
Oczywiście, odpowiedź na to pytanie nie jest prosta i składa się na nią wiele czynników. Ma tu znaczenie i tradycja, i historia, i poziom wykształcenia, i kultura obywatelska, i koszty utrzymania parlamentu. W Polsce najwięcej się dzisiaj mówi o tych ostatnich, ale jestem przekonany, że jest to wzgląd, w poważnej demokracji, najmniej istotny. W Ameryce funkcjonowanie każdego kongresmana kosztuje dobrze ponad milion dolarów i środki materialne, jakie państwo oddaje do jego dyspozycji, są naprawdę ogromne. Inaczej jest w Wielkiej Brytanii, gdzie pensje czy diety poselskie są raczej bardzo skromne i uzyskanie mandatu nie oznacza, jak w Polsce - że się Pana Boga złapało za nogi.
W moim przekonaniu najważniejszym czynnikiem, który w największym stopniu wpływa na jakość działania JOW, jest odległość posła od wyborcy, a więc jaką możliwość posiada zwykły obywatel w dotarciu do swojego posła, nie tylko po to, aby móc przedstawić mu sprawę, która boli, ale także - by go poznać i kontrolować, jak wywiązuje się ze swoich obowiązków. Ta odległość, to przede wszystkim tzw. norma przedstawicielska określająca ilu wyborców przypada na jednego posła. Ta liczba nie powinna być za duża, bo wtedy możliwości obywateli maleją, do posła trudno się dostać, trudno go poznać i kontrolować, natomiast większe możliwości uzyskują środki masowego przekazu oraz większą rolę odgrywają interesy partyjne. Nie powinna być też zbyt mała, nie tylko dlatego, że wtedy rosną koszty utrzymania parlamentu, ale przede wszystkim dlatego, że powstają inne, niekorzystne okoliczności, jak różne nieformalne i ukryte związki w małych społecznościach, które mogą przeszkadzać i utrudniać działanie demokracji przedstawicielskiej. Jaka liczba byłaby optymalna dla Polski - niełatwo powiedzieć, ponieważ takich badań nikt nie przeprowadził i w obecnych warunkach byłoby to dość trudne.
Przypadkiem tak się składa, że liczba 460 posłów w Sejmie odpowiada w przybliżeniu normie przedstawicielskiej, jaką stosują u siebie Brytyjczycy. W wyborach AD 1992 43.250 tysięcy wybierało tam 651 posłów, co daje 66,4 tysiące wyborców na mandat. W roku 1987 43.181 tysięcy wybierało o jednego posła mniej, co też daje 66,4 tysiące na mandat. W roku 1979 wyborców było o ponad 2 miliony mniej, bo tylko 41.096 tysięcy i wybierali 635 posłów, co daje 64,7 tysiące wyborców na jednego posła. W Polsce, w wyborach AD 2001 uprawnionych wyborców było 29.364 tysiące. Jeśli tę liczbę podzielić na 460, to otrzymujemy 63,8 tysiące wyborców na jednego posła, a więc niewiele mniej niż to ma miejsce w najbardziej wzorcowej demokracji na świecie.
Z tego powodu my, w Ruchu na rzecz JOW, nie jesteśmy zachwyceni propozycjami radykalnego zmniejszenia liczby posłów, tak jak to głosi Platforma czy Stefan Bratkowski. Prawie 130 tysięcy wyborców na mandat to stanowczo za dużo dla Polski, żeby taka ordynacja przyniosła najlepsze efekty. Przede wszystkim: niepomiernie wzrósłby wpływ partii politycznych na wynik wyborów, wzrosłyby koszty kampanii wyborczej, wzrósłby wpływ mediów, a więc wszystko to, z czym chcemy zerwać. Dlatego, jeśli politycy Platformy naprawdę chcą naprawy państwa, to powiedzmy im, żeby nie uprawiali demagogii, że nas nie stać na 460-osobowy Sejm. Polski nie stać na Sejm skorumpowanych darmozjadów i pasożytów, którzy nie liczą się ani z groszem publicznym, ani z opinią publiczną, ani ze swoimi wyborcami. Mądrze wybrany parlament, w którym zasiądą ludzie cieszący się zaufaniem swoich wyborców, z nawiązką zwróci pieniądze zainwestowane w ich wybór i utrzymanie. Trzeba tylko stworzyć realną możliwość wybrania takiego parlamentu. Taką możliwość stworzą wybory na wzór brytyjski, w Jednomandatowych Okręgach Wyborczych, z normą przedstawicielską zbliżoną do tej, jaką Wyspiarze stosują u siebie od pokoleń. Liczba 460 JOW całkiem się do tego nadaje
 Komputerek, piwko, drzemka... Cała prawda o pracy posła





Cała prawda o pracy posła - tak można pracować do śmierci
Komputerek, piwko, drzemka... Cała prawda o pracy posła

z www.fakt.pl

Politykom łatwo decydować o wydłużaniu wieku emerytalnego czy podnoszeniu podatków Polakom. Nie przejmują się szalejącą drożyzną, wyższymi ratami kredytów hipotecznych, czy kolejkami do lekarza. Oni żyją jak w raju - miesięcznie zgarniają w Sejmie po około 12,5 tys. złotych i mają masę darmowych przywilejów

A w pracy są tak znudzeni, że często przysypiają podczas obrad. Na takich posadkach można sobie „pracować” nawet do śmierci. Choć nie trzeba, bo przecież nawet emerytury posłowie czy ministrowie mają o wiele wyższe niż my.

O takiej pracy, jaką mają polscy parlamentarzyści i ministrowie, zwykły Polak może sobie tylko pomarzyć! Zdrzemniesz się w pracy? To ją stracisz. A tu proszę – poseł Solidarnej Polski Andrzej Dera (51 l.) drzemie aż miło. I jeszcze mu za to płacą, bo jest.

Posłowie zjeżdżają się na kilkudniowe posiedzenia Sejmu raz na dwa tygodnie. Senatorowie  nawet rzadziej. Podczas posiedzeń sejmowa sala najczęściej świeci pustkami, a jeśli już politycy są, to tylko kilku bierze udział w debacie. Oficjalnie dlatego, że w tym czasie mają bardzo ważne posiedzenia komisji.

Owszem, tam się też pojawiają. Ale starcza im też czasu na czytanie gazet w sejmowej knajpie, plotkowanie w kuluarach albo zabawianie się internetem w kupionych z pieniędzy podatników służbowych iPadach. Można też bezkarnie uraczyć się alkoholem, co normalnego pracownika zawsze kosztuje dyscyplinarne zwolnienie. Ale nie posła! On nawet jeśli wyduka, że "umie coś tam, coś tam" jak w poprzedniej kadencji Elżbieta Kruk (53 l.) z PiS dostaje "jedynkę" na wyborczej liście i zostaje posłanką po raz kolejny.

Zmęczeni ciężką pracą parlamentarzyści mają do dyspozycji całą stajnię służbowych limuzyn. Wystarczy zadzwonić po auto i kierowca podwiezie, gdzie trzeba. Powrót do domu? Spokojnie, mają darmowe loty, z czego skwapliwie korzystają uciekając w popłochu z Sejmu i tłumacząc to "pracą w terenie"

Sprawiedliwie karanie czyli mandaty zależne od zarobków

Szanowni Państwo
Dlaczego nie wprowadzono w Polsce wzorem wielu krajów o mądrej polityce rządu gdzie mandaty są uzależnione od zarobków kierowcy?
Nie można karać „Kowalskiego” za mały błąd mandatem np. 500zł który właśnie śpieszył się i jechał do pracy żeby otrzymać 6 osobową rodzinę zarabiając około 1400 zł brutto i karać jego oraz jego rodzinę głodem i stresem za jego błąd. Tymi sposobami doprowadzacie obywateli do stresów i samobójstw w których to statystyce Polska zajmuje jeno
z pierwszych miejsc na świecie.
Odwołuje się do rozwiązań od lat funkcjonujących w Finlandii. W kraju tym bezrobotny za przekroczenie prędkości powyżej 20 km/h płaci minimum 115 euro. Górnej granicy nie ma, ale w praktyce – czytamy w dzienniku - biednych się oszczędza, a bogatych łupi.
Bogacz zapłacił 170 tys. euro za szybką jazdę. W 2004 roku głośny był przypadek Jussiego Salonoja, jednego z najbogatszych Finów (potentata w branży mięsnej). Salonoja dwukrotnie przekroczył dozwoloną prędkość i zapłacił aż 170 tys. euro mandatu.
Przy wypisywaniu mandatów fińscy policjanci posiłkują się danymi z centralnego rejestru podatkowego.

Czy to nie jest świetne rozwiązanie na piratów drogowych i sposób na kryzys...?
Zamiast wystawiać 100 sztuk mandatów po średnio 200zł każdy co daje nam 20 tyś. zł.
Zatrzymując za przewinienie nadal te wspomnienie wcześniej przykładowe 100 osób i wypisując 100 sztuk mandatów średnia wyjdzie według wyliczeń średnio około 170 tyś złotych.
Różnica dla skarbu Państwa to 850% więcej.

Osobiście znam kilku kierowców, bankiera, prawnika i kolegę posiadającego własny zakład, serwis samochodowy. Każdy z nich zarabia około 50-80 tyś miesięcznie chodź wykazuje tylko około 50-80% dochodów! Znajomi ci sami chwalą się że mają około 20 punktów i tylko dlatego jeżdżą „ostrożne” Nie interesuje ich czy to mandat za 100 czy za 5000 tyś zł bo i tak tego nie odczują.
Mandat karny to kara, ale niewspółmierna ponieważ dla jednego oznacza 60% jego zarobków „przeżyć miesiąc”, a dla innego codzienny obiad w restauracji.
Bez szacunku dla policji - Mam znajomego policjanta który mówi że niestety tak właśnie jest - wspomniał taki nie jeden przypadek że zatrzymany za przewinienie powiedział mu wprost cytat: „OK ile tam? bo się śpieszę. sto? dwieście? pięćset?, ..a masz tysiąc i lecę Ok... tylko mi dużo punktów nie pisz.”
A dla innego 100 zł innego tydzień życia jego rodziny!
Czy Rząd RP tego nie widzi???

Statystyki zarobków w Polsce kłamią. Prawda jest zupełnie
inna. Pracownicy zwykli mówić o swych zarobkach wyłącznie w
oparciu o umowę pracy. Jak się okazuje, w wielu przypadkach, są oni
w stanie "przynieść do domu" drugą pensję z innego źródła, o czym
nie mówią w standardowych badaniach płacowych.
Z sondażu przeprowadzonego w serwisie Praca.wp.pl wynika, że 34% osób zarabia od 2,2 tys. zł do 5,3 tys. zł. Niewiele mniej, bo 33% Polaków
deklaruje, że ich zarobki wahają się od 1,2 tys. zł do 2,2 tys. zł.
Mniej niż 1,2 tys. zł zarabia 19% Polaków. Pensje od 5,3 tys. zł do 10 tys. zł ma 9% osób, powyżej 10 tys. zł zarabia 5% pracowników.
W sondażu uczestniczyło 12080 osób. Najczęściej o pensjach swych podwładnych wypowiadają się pracodawcy, często zaniżają kwotę lub ją zawyżają, zatajają dodatkowe świadczenia.

Wielu pracowników twierdzi też, że średnie zarobki publikowane przez różne instytucje statystycznie nie odzwierciedlają prawdziwych  wynagrodzeń Polaków. Instytucje publikują dane średnie, a w społeczeństwie występują gigantyczne różnice pod względem zarobków. O ile prezesi dużych spółek są w stanie zarobić miesięcznie kilkadziesiąt tys. zł, o tyle pracownik fizyczny bardzo często pracuje nawet poniżej minimum, zdarza się, że nie ma stałej i umowy i musi zadowolić się kwotami w wysokości 600 - 800 zł (sprzątaczka pracująca na czarno w Gdańsku przyznała, że pracuje dziennie 8 godzin i zarabia 300 zł). Z kolei nie brakuje też pracowników, których realne zarobki są dużo wyższe niż te wykazane w zeznaniu podatkowym - dorabiają, wykonują czynności, od których nie odprowadzają podatków.
Dla przykładu
nasz rozmówca, pracownik budowlany z Trójmiasta powiedział nam we wrześniu, że pracuje na pół etatu w firmie ( za 1,5 tys. zł na rękę), ale pracuje też na czarno za 3,4 tys. zł netto!

„Stres w Polsce – raport Melisany Klosterfrau” – wyniki ogólnopolskiego badania nt. stresu, przeprowadzonego przez Pentor Research Inernational w czerwcu 2006 r. A' 70% Polaków żyje w stresie! Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ostrzega, że stres to najbardziej szkodliwy czynnik zagradzający zdrowiu współczesnego
człowieka. Przodujemy w tym niechlubnym rankingu i znajdujemy się w pierwszej piątce państw na świecie. Wyniki ogólnopolskich badan „Stres w Polsce – raport Melisany Klosterfrau” 1, przeprowadzonych przez Pentor Research International w czerwcu 2006 roku, dowodząc że większość Polaków żyje w ciągłym stresie i nie wie, jak minimalizować jego objawy i rozpocząć skuteczna walkę z jego objawami. Problem ten w Polsce nie maleje w rośnie w zastraszającym tempie.

Zobacz, ile naprawdę zarabiają Polacy
Więcej: http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/zobacz-ile-naprawde-zarabiaja-polacy_128822.html

Kiedy kilka dni temu opisaliśmy raport firmy Sedlak & Sedlak o zarobkach w poszczególnych regionach, w naszej redakcji rozdzwoniły się telefony. "Chciałbym tyle zarabiać!" - irytowali się ludzie. I słusznie. Bo opisany przez nas raport przygotowano, bazując na zarobkach średnich. Nic więc dziwnego, że wielu Czytelników np. z Dolnego Śląska łapało się za głowę, widząc, że u nich zarabia się prawie 4 tys. złotych. Żeby pokazać, jak jest naprawdę, posłaliśmy w teren naszych reporterów. Pytali zwykłych ludzi: "ile pan/pani zarabia miesięcznie na rękę?". Dane zestawiliśmy z oficjalnymi (2008 rok), średnimi zarobkami brutto polityków, urzędników, prezesów bogatych spółek. Co wynika z tego zestawienia?
Większość stanowią w nim ludzie zarabiający poniżej 2,5 tys. złotych. No i jest garstka bogaczy zarabiających po kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy miesięcznie. I taka jest prawda o zarobkach Polaków.
Pakowaczka, Wolin, 920 zł, Małgorzata Kuchel (35 l.)
Pani Małgorzata jest samotną matką. Wychowuje trójkę dzieci. Skończyła średnią szkołę i z zawodu jest gastronomikiem. Niestety, na pracę w swoim zawodzie nie ma szans, dlatego pracuje w firmie produkującej mrożonki jako pakowaczka - przy linii produkcyjnej, w systemie dwuzmianowym. Jej praca polega na podstawianiu pod urządzenie poszczególnych zgrzewek produktów przez 8-10 godzin non stop. Zarabia 900 złotych na rękę. - Mam trójkę dzieci i gdyby nie dodatkowe zasiłki socjalne, to nie ma mowy o tym, bym za te pieniądze przeżyła - mówi kobieta.
Prezes Stalprodukt S.A., Bochnia, 641 600 zł, Piotr Janeczek (55 l.)
Piotr Janeczek (52 l.) to prawdziwa gwiazda polskiej przedsiębiorczości. Od czerwca 2004 r. pełni funkcje prezesa zarządu oraz dyrektora generalnego spółki Stalprodukt S.A. Za doskonałe wyniki w zarządzaniu firmą on sam, jak i kierowane przez niego przedsiębiorstwo niejednokrotnie zdobywało prestiżowe nagrody, m.in. Top Manager, Perła Polskiej Gospodarki, Dobra Firma. Nic więc dziwnego, że ten ekspert jest sowicie opłacany. Według oficjalnych danych za 2008 rok (biorąc pod uwagę nagrody) miesięcznie zarabiał średnio ponad 600 tys. zł brutto.
Pomińmy fakty że Policja w Polsce karze kierowców mandatami w 90% i przede wszystkim za szybką jazdę pojazdami. Tak najprościej...
Inaczej jak np. w Niemczech gdzie mandaty w większość są za blokowanie lewego pasa ruchu (w Polsce większość ludzi na drodze z dwoma pasami ruchu w jednym kierunku, w 70% w miastach jeździ właśnie lewym pasem ruchu) Policja RP problemu nie widzi... Drugim najczęstszym powodem do mandatów w Niemczech jest zbyt bliska jazda (na zderzaku drugiego kierowcy) średnio za rok 2008 brutto

Więcej:
http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/zobacz-ile-naprawde-zarabiaja-polacy_128822.html

Więcej: http://www.wynagrodzenia.pl/

Z wyrazami szacunku
Tomasz z Olsztyna

w malu wysłanym do wszystkich klubów poselskich i 90% postów z Warami i Mazur odpowiedzi dostałem tylko dwie. 

odpowiedzi:
Szanowny Panie Tomaszu,
   Dziękuję za list.
To bez wątpienia istotna sprawa z punktu widzenia "zwykłych " obywateli i warto będzie do niej wrócić po wyborach.
        Z ukłonami,
                         Tadeusz Iwiński
Odpowiedź 2:  
Witam,
Zasadniczo nie zajmuję się tematem mandatów, ale przekażę choć kilka słów.
Pomysł adekwatnej do zarobków wysokości mandatu wydaje się ciekawy - ale
chyba trudny do zastosowania w praktyce.Wymagałby na pierwszy rzut oka dużo
biurokracji, a co za tym idzie - kosztów. Ktoś inny powie: ale dlaczego
tylko mandaty, a może np także opłata administracyjna zależna od zarobków,
opłata skarbowa itd itp. Moim zdaniem sprawe trzeba byłoby dobrze
przemyśleć, by nie wylać dziecka z kąpielą. Co by nie powiedzieć, byłaby to
istotna rewolucja.
A może po prostu trzeba tak postępować, by nie płacić mandatów. Mandaty to
nie podatki. Nie są opłatą ani powszechną, ani obowiązkową.

Z pozdrowieniami
Tomasz Jakubowski

On Fri, 9 Sep 2011 13:19

Czyli może by i się dało ale.. 
"mnie ten problem nie dotyczy dopóki jestem sobie posłem, mam kasę i immunitet"...  :)





Rzeki zamiast drogi

Do Sejmu RP Posłów i Senatorów

Szanowni nasi Wybrani
Tyle wydaje się u nas z funduszy unijnych na nowe inwestycje w Polsce. I wiele tu pojąć nie mogę. Ale dziś na początek tylko jedno. Codziennie tysiące ciężarówek przeładowanych niszczących drogi wiezie towary z południa Polski na północ i z powrotem. Kraj krzyczy załadowanie drogi zniszczony asfalt (kto niszczy asfalt osobowy samochód? – nigdy tylko ciężarówka o nacisku na oś 20 krotnie większym niż auto osobowe) zakorkowane miasta i zniszczone zakorkowanie drogi… W związku z tym pytanie - Dlaczego nikt nie unormuje rzek w Polsce np. Wisły za pieniądze np. unijne i nie płynie Wisłą codziennie setki barek transportowych w dzień i w nocy jak to widziałem np. u naszych sąsiadów niemców mieszkając tam ponad 6 lat w Ludwigschafen w pobliżu rzeki Ren. W dzień i w nocy na światłach z sonarami i radarami płyną barki jedna za drugą na Renie odciążając transport drogowy. Jak każdy wie transport drogą wodną jest parę razy tańszy i na barki może zmieścić się setki razy więcej towarów niż na przeciętnej ciężarówce. Jedna barka wodna spala tyle paliwa, co ciężarówka z prądem płynąca dużo mniej. Co z ochroną środowiska chociażby? Nie pojmuje, dlaczego nikt się za to nie weźmie? Jest tyle argumentów za! że unia wyrzuci na to kasę na klaśniecie w dłonie. Dała natura szeroką rzekę a każdy szuka czegoś innego bardziej skomplikowanego. Oczywiście, że autostrada z Krakwa do Gdańska była by też ciekawym argumentem, ale jej nie ma i długo nie będzie, bo podatki na drogi płacone nareszcie w paliwie wydawanie są na inne cele…
Może pora pomyśleć i zrobić to tańszym rozwiązaniem regulując Wisłę i inne rzeki w Polsce. Przecież to też tysiące dodatkowych miejsc pracy na rzekach i do obsługi transportu wodnego i portów. Kiedyś Gierek wziął się za to budując kanały i normując rzeki i to był bardzo dobry pomysł a potem każdy jakoś o tym zapomniał. Rzeki to nie tylko transport towarowy, ale i pasażerski i turystyczny. Może ktoś się tym nareszcie zainteresuje? A rzekami jak płynęła woda tak płynąć będzie… Przejrzyjcie na oczy szanowni Wybrani.
z Poważaniem Tomasz Jakubowski z Olsztyna

 Ps.

Większe z nich:

  • Wisła - 1047 km długości
  • Odra - 854 km długości (w Polsce - 742 km)
  • Warta - 808 km długości
  • Bug - 772 km długości (w Polsce - 587 km)
Dodatkowo setki innych rzek, jeziora i dziesiątki kanałów między nimi.
From: tomasz1716
Sent: Friday, May 19, 2006 2:43 PM
To: kp-pis@kluby.sejm.pl; kp-po@kluby.sejm.pl; kp-sm@kluby.sejm.pl; kp-sld@kluby.sejm.pl; kp-lpr@kluby.sejm.pl; kp-psl@kluby.sejm.pl; pos-niez@sejm.pl; secretary.general@nw.senat.gov.pl; legutko@nw.senat.gov.pl; putra@nw.senat.gov.pl; ziolkowski@nw.senat.gov.pl
Cc: redakcja@gazetaolsztynska.pl; pgp@infor.pl; pomoc@gazeta.pl; dziennik@pap.com.pl; Lukasz.Legutko@bgw.gov.pl; redakcja_portalu@agora.pl; patronaty@agora.pl; redakcja@glosszczecinski.com.pl; rn@glosszczecinski.com.pl; wydawnictwa@pap.com.pl; redakcja@dziennik.krakow.pl; info@trojmiasto.pl; redakcja@gdansk.agora.pl; redakcja.trojmiasto@echomiasta.pl; foto@kfp.com.pl; db.gdansk@prasabalt.gda.pl; gdansk@se.com.pl; sekretariat.gdynia@imgw.pl; sekretariat.poznan@imgw.pl; Sekretariat.Wroclaw@imgw.pl; sekretariat.OKt@imgw.pl; fundusz@nfosigw.gov.pl; office@rzgw.gda.pl; iewtr@rzgw.gda.pl; gosp@rzgw.gda.pl; redrzesz@dziennik.krakow.pl; insp.gizycko@rzgw.waw.pl; insp.warszawa@rzgw.waw.pl; insp.wloclawek@rzgw.waw.pl; wfosszczecin@inet.com.pl; wfoskosz@inet.com.pl; poczta@wirtualny.olsztyn.pl
Subject: Może ktoś się tym nareszcie zainteresuje
Importance: High


w odpowiedzi dostałem: 

Dzień dobry,

Dziękujemy za przesłanie na adres Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość poniższego pisma oraz uwag w nim zawartych dotyczących transportu wodnego.
Pozwolę sobie przekazać je do wiadomości i wykorzystania Panom Antoniemu Mężydło oraz Krzysztofowi Tchórzewskiemu, którzy pełnią funkcję zastępcy Przewodniczącego Sejmowej Komisji Infrastruktury.

Z wyrazami szacunku
Biuro KP PiS

 

I...? i każdy ma to w dupie! Bez zmian... a drogi co raz gorsze...

Odpowiedź z Senatu RP poniżej:
 
BKS/DPK–131–26979/12 JK
Pan Tomasz Jakubowski



Szanowny Panie!



Uprzejmie informujemy, że list, który przesłał Pan do Kancelarii Senatu został skierowany do Działu Petycji i Korespondencji Biura Komunikacji Społecznej, celem udzielenia odpowiedzi.
W nadesłanej korespondencji pyta Pan, dlaczego w Polsce nie reguluje się rzek w taki sposób, by transport – zarówno towarowy jak i osobowy – odbywał się rzekami. W Niemczech, gdzie przez kilka lat Pan mieszkał, na Renie w dzień i nocy, jedna za drugą, płyną barki.
Szanowny Panie, niestety nie znamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego nasze rzeki nie są przygotowane, aby tak efektywnie je wykorzystać do odciążenia dróg. Sugerujemy, aby zwrócił się Pan z tym pytaniem – zamiast do władzy ustawodawczej – do władzy wykonawczej czyli do rządu. Być może istnieją racjonalne przesłanki ku temu, aby regulację rzek odłożyć na przyszłość. Radzimy skontaktować się z Kancelarią Prezesa Rady Ministrów (www.premier.gov.pl; 00-583 Warszawa, Al. Ujazdowskie 1/3, tel. 22 694 60 00), może tam otrzyma Pan odpowiedź, czy i kiedy rząd zamierza zająć się przedstawionym przez Pana problemem. W tak poważne przedsięwzięcia może być zaangażowanych kilka ministerstw.
Dziękujemy za list i zaangażowanie w sprawy ważne dla obywateli. 

Pomimo że ustawy mają swój początek w Senacie właśnie - wszystko pozostaje bez zmian. "...niech zrobi to ktoś inny, a daj nam spokój człowieku..."




Kolejna Odpowiedź od premiera RP

....
Departament informuje także, że na podstawie § 28 pkt. 1 Regulaminu Organizacyjnego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, realizuje zadania w zakresie przyjmowania, rozpatrywania i załatwiania skarg, wnios­ków, petycji oraz listów kierowanych przez obywateli, organizacje społeczne, związkowe oraz inne instytucje do Prezesa Rady Ministrów i Kancelarii.
Pomimo powyższych uwag, Departament dziękuje Panu za przekazane opinie i sugestie dot. konieczności przystosowania naturalnych szlaków wodnych do celów transportowych.
Pańskie pismo zostało przekazane – zgodnie z właściwością do Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.


Z poważaniem


Radca Prezesa Rady Ministrów
Marek Kryński


Departament informuje także, że na podstawie § 28 pkt. 1 Regulaminu Organizacyjnego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, realizuje zadania w zakresie przyjmowania, rozpatrywania i załatwiania skarg, wnios­ków, petycji oraz listów kierowanych przez obywateli, organizacje społeczne, związkowe oraz inne instytucje do Prezesa Rady Ministrów i Kancelarii.
Pomimo powyższych uwag, Departament dziękuje Panu za przekazane opinie i sugestie dot. konieczności przystosowania naturalnych szlaków wodnych do celów transportowych.
Pańskie pismo zostało przekazane – zgodnie z właściwością do Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.


Z poważaniem


Radca Prezesa Rady Ministrów
Marek Kryński

Czy to coś da... Poczekamy zobaczymy...

Ekologia


Szanowni Państwo



Od kilku lat w europie zachodniej w krajach EU pojawił się nowy bardzo ekonomiczny rodzaj lokomocji, najpierw we Włoszech potem szybko zawładnął całą Europą. Pojazd rozwiązujący problemy korków samochodowych oraz ekologicznie przyjazny środowisku, ponieważ ze względu na swoją masę około 25-30kg - zużywa tylko 1,2 litra paliwa na 100km. Hulajnogi spalinowe dla dorosłych z silnikami do 50cm3 rozwiązują problemy przemieszczania się nawet na duże odległości, jednak nie w Polsce…?

W Polsce brakuje ustawy o poruszania się hulajnogą po drogach publicznych na prawach jak rower, a policjanci surowo karzą jeśli zobaczą kogoś poruszającego się hulajnogą spalinową po drodze publicznej „za nieprzestrzeganie przepisów w których nie mam mowy o poruszaniu się hulajnogami spalinowymi na drogach publicznych” Interpretacja policji polega na tym że jeśli w „Prawie o Ruchu Drogowym” nie ma mowy o hulajnogach, wiec hulajnogi nie są pojazdem.

Hulajnogi są skonstruowane z wytrzymałych materiałów i są dopuszczone do ruchu w całej europie i w USA na zasadach jak rowerem - Jako pojazd jednośladowy napędzany częściowo siłą mięśni. Również jak rowery widziane w Polsce już od lat 70 z dodatkowym wspomagającym silnikiem spalinowym. Rowerem z silnikiem spalinowym jak mówi Polskie prawo mogą poruszać się po drogach publicznych. Mimo że hulajnoga jest środkiem lokomocji, która spełnia te same kryteria co rower - nie wolno jej wyjechać na drogę publiczną. Dlaczego? A to, dlatego że ktoś pominął hulajnogę w przepisach prawnych prawa o ruchu drogowym w Polsce.

Europa zachodnia już dawno doszła do wniosku że ekologiczne, ekonomiczne i rozwiązujące problemy korków wynalazki trzeba jak najszybciej legalizować zachęcać do korzystania z nich, a przede wszystkim dawać możliwość ludziom poruszania się nimi na co dzień do jazdy do pracy po zakupy itp.
Na całym świecie wszyscy znani politycy i aktorzy zachęcają do korzystania z rowerów i innych wynalazków np. elektrycznych jako pro zdrowotne i ekonomicze rozwiązania dla nas ludzi. Propagowane są akcje przesiadania się z paliwożernych samochodów na bardziej ekonomiczne środki transportu jak autobusy czy tramwaje. Jednak nie zawsze obok nas jest przystanek autobusowy czy tramwajowy, Nie wszyscy mieszkają w miastach, a ekonomiczną hulajnogą mamy komfort przemieszczenie się wszędzie niezależnie od rozkładu jazdy autobusów czy linii trasy.
Nie wszystkich namówimy na rowery, ale na coś co jest ekologicznie przyjazne środowisku oraz daje komfort przemieszczana bez wysiłku i bez korków niezależnie nawet od linii autobusu czekania i przesiadek - na pewno tak.
Z wynalazków takich jak ekonomiczna hulajnoga dla dorosłych chciałoby korzystać wielu nie tylko że względu kryzys i ekonomię. Przypominam ze hulajnoga zużywa 1,2L paliwa na 100km czyli ponad 2 razy mniej niż przeciętny skuter miejski. Czyli za 4,50 zł przejedziemy 100km. Niezależnie od kondycji swoich mięśni.. Cena zakupu za nową hulajnogę to około 1 400zł. Więc dostępna praktycznie na każdą kieszeń.
Nowoczesne, innowacyjne rozwiązania i pomysły z europy zachodniej zalewają nasz Polski rynek, a my nie możemy z tych rozwiązań korzystać ze względu na nasze prawo. Proszę to zmienić.
Hulajnogi z za zachodniej granicy nie mają homologacji producenta, potrzebnej do jej zarejestrowania jako skutera - w europie pojazd napędzany częściowo siłą mięśni, jakim jest niewątpliwie hulajnoga z silnikiem spalinowym w USA i innych krajach nawiana jest "ROWEREM" I poruszają się na prawach jak rower. Traktowane wszędzie w przepisach jak rower.
Producenci też nie postarali się o homologacje drogowe jak na skutery. Ponieważ w Europie nie było to potrzebne. Hulajnogi posiadają inne homologacje, ale nie te potrzebne w Polsce do zarejestrowania hulajnogi jak skutera. Hulajnogi spalinowe posiadają wszystkie wymagane normy i certyfikaty dopuszczające go do obrotu nie tylko w Uni Europejskiej jak i na całym świecie. Hulajnogi posiadają znak CE, DVE, ISO 9001.EMC - czyli jak rowery.
W Europie prawo jest dla ludzi i środowiska. Czy Polska zawsze musi z przepisami dla obywateli pomagać jako ostatnia. W Polsce w prawie ktoś pominął hulajnogę, a Policja już się cieszy że wlepi mandat jak spotka nas na drodze publicznej - pojazdem pominiętym w prawie o ruchu drogowym.
Tu dodać należy, że jak już wspomniałem wyżej hulajnoga spalinowa waży 30kg i jest rozkładana, co daje możliwości i wniesienia ze sobą pojazdu nawet na odległe piętra w blokadach mieszkalnych.

Przykładowa specyfikacja przeciętnej hulajnogi sprowadzonej do Polski:
Silnik – Spalinowy Pojemność silnika – do 49ccm.
Sprzęgło automatyczne - odśrodkowe,
Hamulce - tarczowe tył/przód,
Średnica. kół - 27cm,
Napęd – Łańcuch,
Max obciążenie – 120 kg,
Moc silnika - 2,6 KM,
Max prędkość - 40 km/h,     (jak rowerem)
Wymiary skutera - 110x42x85,
Zużycie Paliwa – 1,2 L/100km
Nowa, Cena rocznik 2009 - 1 390 zł
Sprawa dotyczy również pojazdów napędzanych silnikami elektrycznymi – Brak ustawy na proekologiczne rozwiązania dla obywateli a „wynalazkami” jak nazywają to policjanci możemy poruszać się chyba tylko kanałami i lasami.
Z wyrazami szacunku Tomasz


W odpowiedzi dostałem:


Szanowny Panie
Potwierdzamy wpływ Pana listu z dnia 27 maja 2009 roku nadesłanego do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego.
Z uwagą zapoznaliśmy się z jego treścią. Jednocześnie uprzejmie informujemy, że obecnie do Kancelarii Prezydenta RP napływa bardzo dużo listów zawierających postulaty wprowadzenia zmian w życiu społecznym, gospodarczym i politycznym kraju. Wszystkie te propozycje są analizowane a wnioski z nich płynące są przekazywane, zgodnie z przyjętym trybem, Panu Prezydentowi oraz kierownictwu Kancelarii i wykorzystywane w działaniach podejmowanych przez Prezydenta RP w ramach kompetencji określonych w Konstytucji. O ewentualnych podejmowanych przez urząd prezydenta inicjatywach ustawodawczych oraz innych działaniach wynikających z konstytucyjnych uprawnień z pewnością będą informowali przedstawiciele Kancelarii Prezydenta RP.

Z poważaniem
Małgorzata Rozpondek
specjalista w Biurze Listów i Opinii Obywatelskich
Kancelarii Prezydenta RP



----- Original Message -----
Sent: Thursday, May 28, 2009 12:31 PM
Subject: FW: Prośba o interwencyjną pomoc w zmiane prawa

Przesyłam według właściwości. Z poważaniem – Małgorzata Juras, gł. specjalista w Centrum Informacyjnym Rządu.


I nadal się nic nie zmieniło... czyli gadanie na zasadzie odczep się...

„Zdrowie dla bogatych” metalowe pomby - amalgamaty

 
„Zdrowie dla bogatych”



Szanowni Państwo

Na początek dwa krótkie pytania?

Dlaczego amalgamaty czyli metalowe pomby które uwalniają rtęć do naszych organizmów są nadal używanie przez naszych lekarzy stomatologów leczący pacjentów z NFZ. Czy warto świadomie truć pacjenta a potem go leczyć na inne schorzenia….

Dlaczego za plombę typu kompozyt (czyli ta biała) muszę dopłacić 100% usługi leczenia zęba? Przecież leczenie jest identyczne jak w przypadku późniejszego zastosowania pomby amalgatowej. Powtarzam identyczne a nawet jak mnie poinformowała Pani stomatolog mniej inwazyjne.
Za plombę z wypełnieniem amatowym nie zapłacimy nic u stomatologa, który ma umowę z NFZ, a za plombę kompozytową 100% usługi, czyli około od 80 - 90zł za ząbek trzonowy. Czy to nie bzdura…
Ps. Dziś byłem w przychodni przy szpitalu wojewódzkim prześwietlić moje ząbki zażądano ode mnie 50zł bo NFZ tego nie refunduje… a ognisko bólu zdiagnozować trzeba.
Za leczenie trzeba płacić Nie daj Boże jakaż groźniejsza choroba i nie będzie mnie stać na leczenie, bo okazać się może że NFZ nie pokrywa kosztów leczenia takiej choroby… Ile jest takich chorób za co musze płacić za swoje leczenie z własnej kieszenie mimo płaconego ubezpieczenia społecznego..? Aż się boję zapytać.
Powstaje pytanie, za co ja płace ten ZUS.
Mam dosyć, może zrobię tak -
Mam swoją działalność wiec ją oficjalnie zlikwiduje i będę działał na czarno, żaden problem, bo emeryturę z ZUSu i tak będę miał niską. Pozbędą się haraczu, który dla mnie nazywa się ZUS, a pieniądze zaoszczędzone będę wpłacał na bankowy fundusz inwestycyjny na poczet leczenia mojego zdrowia w nowej RP. Czy to nie rozsądne rozwiązanie? Cóż innej alternatywy nie widzę. A może Państwo mi ją wskażecie? Ilu ludzi już tak w Polsce zrobiło…? Byłem patriotą odkąd pamiętam, ale mi to przechodzi z dnia na dzień… Swoje dzieci zamierzam wychować już inaczej, zgodnie z realiami nowej RP.

    Zdrowia życzę...
Tomasz Jakubowski




Maila wysłałem do sejmu, ministerstwa zdrowia oraz posłów z Warmii i Mazur dostałem ...i tylko dwie odpowiedzi.

W odpowiedzi dostałem:

Szanowny Panie Tomaszu,
  Dziękuję za list,który przeczytałem z uwagą.Niestety ma Pan dużo racji.Polska służba zdrowa jest nieudolna i nieefektywna.Wymaga poważnej reformy.
Z ukłonami dla całej rodziny.
Prof.dr hab. Tadeusz Iwiński

Oraz:

Szanowny Panie
Przekazuję odpowiedź Departamentu Ubezpieczenia Zdrowotnego.

W odpowiedzi na e-mail z dnia 21 września 2006 roku (znak: MZ-BM-S-3990/06), w sprawie finansowanych ze środków publicznych świadczeń opieki zdrowotnej w rodzaju stomatologii, uprzejmie proszę o przyjęcie następujących wyjaśnień.
Zasady realizacji świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych zostały określone w przepisach ustawy z dnia 27 sierpnia 2004 roku o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (Dz. U. Nr 210, poz. 2135 ze zm.), aktach wykonawczych do ww. ustawy oraz zarządzeniach Prezesa NFZ, dotyczących postępowań    w sprawie zawarcia umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej w poszczególnych rodzajach i zakresach.
Zgodnie z art. 15 ww. ustawy, świadczeniobiorcy mają zapewnione prawo do świadczeń opieki zdrowotnej, których celem jest zachowanie zdrowia, zapobieganie chorobom i urazom, wczesne wykrywanie chorób, leczenie, pielęgnacja oraz zapobieganie niepełnosprawności             i jej ograniczanie. Świadczeniobiorcom zapewnia się i finansuje ze środków publicznych m.in. świadczenia stomatologiczne, których zakres oraz wykaz materiałów stomatologicznych stosowanych podczas wykonywania tych świadczeń, został określony w przepisach rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 24 listopada 2004 roku w sprawie wykazu gwarantowanych świadczeń lekarza dentysty i materiałów stomatologicznych oraz dokumentu potwierdzającego uprawnienia do tych świadczeń (Dz. U. Nr 261 poz. 2601).
Zgodnie z przywołanym rozporządzeniem Ministra Zdrowia, świadczeniobiorcom, w ramach ubezpieczenia zdrowotnego, przysługuje m.in. kompozytowy materiał chemoutwardzalny do wypełnienia ubytków w zębach przednich górnych i dolnych (od 3+ do +3 i od 3- do -3), amalgamat kapsułkowy typu non gamma 2 do wypełnienia ubytków w pozostałych zębach oraz rentgenodiagnostyka stomatologiczna – do 2 zdjęć wewnątrzustnych w okresie 12 miesięcy. Należy podkreślić, iż w przypadku świadczeń opieki zdrowotnej, które nie zostały ujęte w przywołanych przepisach rozporządzenia Ministra Zdrowia, świadczeniodawcy mają możliwość samodzielnego ustalania cen wykonywanych procedur medycznych.
Równocześnie uprzejmie informuję, iż w opinii Ministerstwa Zdrowia, w ciągu najbliższych  4 – 5 lat systematycznie będą wycofywane z rynku wyroby medyczne zawierające rtęć, w tym amalgamaty stomatologiczne.


Z poważaniem
Anastazja Adamus-Misiak
Biuro Ministra
I co z tego..? ..zostało jak było.

A to taki prosty pomysł...


Szanowni Państwo

Szanowni Państwo, która partia polityczna wprowadzi taki przełom w dostępie do informacji ta też na długo zapisze się w historii Polski dając bezpośrednią możliwość samorozwoju ludziom jako dodatkowe przełomowe narzędzie, jakim jest INFORMCJA. Ta też wygra następne wybory. W cywilizowanych rozwiniętych krajach świata udostępniona jest usługa dla społeczeństwa, która w myśl zasady informacja to rozwój daje ludziom bezpłatny dostęp drogą radiową do informacji. W krajach zachodnich, które stanęły na nogi dzięki elektronice i Informacji jako jedni z pierwszych w europie jak Finlandia gdzie jest najwyższy przychód pieniężny na mieszkańca w europie od lat, jest to standardem. W innych krajach już nawet zwyczajny rolnik nie widzi swojej działalności rolniczej bez dostępu do Internetu informacji o nowych technologiach zbyciu towarów, sposobów uprawy, łączenia się w grupy producenckie, sposobach upraw, miliardy poradników, encyklopedii, funduszy unijnych, rozliczeń bankowych czy podatkowych. Apeluję do naszych władz kraju o wdrożenie taniej technologii radiowej bezpłatnego Internetu. Jestem elektronikiem pracowałem ponad 6 lat w Niemczech i wiem, że to są naprawdę niskie koszta wdrożenia takiej usługi wykorzystując np. sieć państwowych przekaźników radiowych i telewizyjnych. Dla biedniejszych mieszkańców wsi Internet tez jest alternatywą zbycia Można za jego pomocą sprzedać wszystko i wszędzie na cały świat, zawierać nowe umowy i szukać nowych alternatyw potrzebnych do życia. Przez Internet szukamy też pracy. Czy nareszcie ktoś w rządzie RP zrozumie że informacja to najważniejsze w naszych czasach. Dlaczego nie dać pomocy i alternatywy mieszkańcom wsi gdzie założenie Internetu jest niewykonalne ze względu na ograniczenia kablowe TP S.A.? Dlaczego rolnik musi być uzależniony od pośrednika który przyjeżdża do niego i jako jedyny reguluje cenę.

( tu aż się prosi przykład mojego wujka z byłego woj. Suwalskiego, który jak połowa wsi zainwestował w czarną porzeczkę kupił nawet maszynę do ich zbierania a z powodu braku odbiorcy bo sam nie mógł takowego znaleźć zaorał z bólem serca hektary dojrzałych porzeczek podobnie zrobiła cała wieś bo odbiorca jedyny na jego terenie płacił za obrane porzeczki 23 grosze za 1 kg co nie przewyższyło kosztów zbioru – gdzie w Warszawie płacono wtedy około 80 groszy. Cóż absurd z braku informacji )

Do czego dąży ten kraj? Ludzie mówią o dotacjach, których się nie wykorzystuje a rolnik nic nie wie o tym bo niby skąd? Wie, że za hektary dostanie a nie wie, że może dostać 10 razy więcej bo mu się np. z EU należy. A w Internecie aż gęsto od tego typu informacji. Nie należy się obawiać, że rolnika nie będzie stać na kupno taniego komputera Proszę mi wierzyć, że komputer używany można kupić już przez Internet na www.Allegro.pl np. z monitorem i osprzętem za jedyne 180 zł. Sprawa druga - czy rolnik poradzi sobie z obsługa komputera? Tak jak radzi sobie z obsługa telefonu komórkowego. On się tego nauczy w miesiąc jak zobaczy z tego korzyści. Oczywiście już każde dziecko, każdego rolnika w każdej szkole podstawowej poznaje sposób obsługiwania komputera i korzystania z nieograniczonych zasobów Internetu, a na prośbę rodziców lub sąsiada na pewno pomoże. Nawet moja mama po paru wskazówkach z wieku 67 lat szleje po Internecie jak młody człowiek czytając widomości z kraju, płacąc rachunki przez banki online, szukając ciekawych dla siebie stron www. Sam, nie kupuje już przepłacając w sklepach np. AGD czy materiały budowlane zawsze mam taniej w Internecie. Nie dalej jak 8 dni temu kupiłem nowy piecyk gazowy za 710 zł z przesyłka kurierską w klepie w Olsztynie zapłaciłbym za niego nie mniej jak 1150 zł sprawdziłem. Ludzie rządzący tą Polską obudźcie się dajcie możliwości przepływu informacji. O tych, co słyszałem to Gdańsk i powiat Olsztyn to Ci, którzy chcą zrobić bezpłatny Internet radiowy i już go robią. Być może jest ich więcej nie słyszałem. Szanowni Rządzący odrobinę chęci tylko i uwierzcie mi, że rozwój Polski w europie przyśpieszy 2-3 razy szybciej niż dotychczas, niż szacowali to ekonomiści i analitycy. To proste skuteczne rozwiązanie dajcie ludziom informacje nic więcej. Oni sobie sami poradzą z resztą. Znajdą sobie rynki zbytu, rozwoju, produktów sprzedaży, upraw, wyrobów, ustaw, programów dotacji, bańkowości, kursów języka, przystosowania do nowych zawodów i wiele… wiele innych rzeczy nauczą się oszczędzając przy tym czas. Nadmienię też, że Internet się ciągle rozwija i za lat parę będzie tych możliwości 5 razy więcej. na wpisane hasło „fundusze unijne” w wyszukiwarce gogle wyskakuje ponad 6 miliomów stron o funduszach i dotacjach. A na wpisane hasło „rolnictwo” ponad 15 milionów stron o rolnictwie. Na wpisane hasło „rozwój” wyskakuje ponad 12 milionów stron tej tematyce poświeconej. Na hasło „zarabianie w Internecie” czy „praca w domu” ponad 2 miliony stron. Aż wstyd tego nie wykorzystywać. A to taki prosty pomysł. Otwórzcie oczy i zróbcie ustawę!, bo dla nas elektroników to żaden problem taki bezprzewodowy Internet dla każdego zrobić za przysłowiowe naprawdę małe pieniądze.

Ps. Na zadane pytanie będąc w Niemczech bogatym ludziom „Co jest najdroższe i najważniejsze teraz na świecie dla rozwoju” - INFORMACJA !

Z wyrazami szacunku Tomasz Jakubowski

w odpowiedzi dostałem:


Dziękuję Panu za cenne uwagi, które zapewne będę brać do serca. Wyjaśnię jednak, że proceduralnie i budżetowo to nie jest aż tak proste, jak się wydaje. Cieszy mnie jednak, że myślimy w podobnym kierunku. Pozdrawiam serdecznie. Małgorzata Bartyzel
Więc po zasięgnięciu informacji od ekspertów odpisałem odpisałem:  



Szanowna Pani mówi pani o budżecie zapewniam, że kosztuje to tyle, co kilka średniej klasy samochodów osobowych całe te przedsięwzięcie jest to nie porównywalne z korzyściami, które może taki projekt przynieść.
Sprawa druga pisze Pani o procedurach wiemy obydwoje ze to wy rządzący je ustalacie wiec problemów w tym nie widzę.
Sprawa trzecia, o której Pani pisze. Panią cieszy to, że myślę w odpowiednim kierunku, a mnie martwi to że ogromna grupa rządzących jeszcze o tym nie pomyślała i nie wie tego co wie cały świat że informacja i dostęp do niej jest jednym z najważniejszych kryteriów napędzania gospodarki.
Pozdrawiam serdecznie Tomasz 


Pozostałem bez odpowiedzi, bo każdy ma to w dupie... a w sejmie są nie wiem po co..?




Dlaczego na zachodzie europy samochody są czyste nawet po deszczu?


Sprawa dotyczy nas wszystkich, którzy korzystają na co dzień z naszych dróg zarządzanych, reperowanych i budowanych z naszych podatków

Mało być już tak pięknie, kiedy to czwarty już podatek na drogi wrzucony został w koszty paliwa… Miało być to sprawiedliwe i dobre rozwiązanie.
Miały być piękne drogi, które nie uszkodzą już nam zawieszenia w naszych samochodach. Co się dzieje? Na co są przeznaczane te pieniądze gdzie one są?

Sprawy których zrozumieć nie potrafię, a może ktoś potrafi ?

Szanowni Państwo czy to normalne, że w przy po każdej małej mżawce trzeba myć samochód. Tu nasuwa mi się przykład jechałem swoim białym samochodem ponad 500 km w deszcz przez Niemcy autostradami i niemieckimi drogami lokalnymi, samochód był czysty i piękny, kiedy dojechałem do granicy nadal padał deszcz i przejechałem granice państwa polskiego, a w przeciągu 10 minut tyle trwał dojazd do pierwszej stacji benzynowej odkryłem zadziwiającą rzecz samochód jest brudny jak….
Bo nikt w tym kraju nie pomyślał, że trzeba zrobić rowek tam gdzie kończy się trawnik a zaczyna krawężnik i asfalt, którym błoto nie będzie ściekało na asfalt jak to mam miejsce w innych krajach. Żeby bardziej sprecyzować, co mam na myśli przesyłam tu odnośnik w postaci paru fotek tylko z ulicy Dworcowej i Pstrowskiego.

Przecież w każdym cywilizowanym kraju nawet niezbyt zamożnym jak Słowacja np. są drogi szerokie o bardzo ładnej nawierzchni bez dziur Poprowadzone nawet do najmniejszych wsi. U nas remontuje się drogi te same, co roku, co 4-5 lat kładzie się nową nawierzchnie, ponieważ drogi są już tak dziurawe, że nie da się po nich przejechać samochodem osobowym. Przecież to normalne marnotrawstwo nie lepiej zrobić raz drogę, która wytrzyma 10-15 lat. Nie mówię o takiej takiej, która wytrzyma, co najmniej 30 lat jak w krajach gdzie ludzie doszli już do wniosku, że lepiej jest wydać 40% więcej pieniędzy pod nawierzchnie dać odrobinę betonu a nie piasku i mieć spokój na 20 lat.

Sprawa następna to zalewanie dziur w asfalcie podczas deszczu, co sam już wielokrotnie widziałem w Olsztynie. Byłem światkiem zalewania asfaltu w kałuże - dosłownie. To oczywista bzdura, ponieważ wiadomo, że cześć wody zostanie miedzy starym asfaltem a nowym, a jeśli przyjdzie mróz znowu zamarznie rozrywając asfalt na kawałki… na nową jeszcze większą dziurę. Przy czym łaty zwykle wystają ponad powierzchnie jezdni i zamiast dziury mamy nierzadko sporej wielkości „pagórek” ale pomińmy to…
Czy ktoś bierze za to pieniądze i ma płacone za każdą załatanie każdej dziury i zależy mu na tym żeby dziura ta znowu była za rok – no oczywiście że tak Zarobić znowu na łataniu musi prywatna firma jak ma to miejsce w Olsztynie (dowiedziałem się że gwarancja na dziurę udzielana przez firmę łatającą dziury w Olsztynie wynosi dokładnie jeden rok - Złoty Interes”)

Czy to wszystko to kwestia pieniędzy jak nam się ciągle mówi…. chyba nie raczej zarządzających i rządzących…

Maila wysłałem do władz miasta Olsztyna oraz mediów.

Sprawę tą postaram się nagłośnić w mediach 
z Poważaniem
Tomasz jakubowski 
z Olsztyna


Pozostało bez odpowiedzi i bez zmian..